Bardzo kojarzy mi się z "Donnie Darko". Świetny. Trochę dziwny, ale świetny :) Niektórych
fragmentów nie rozumiem, ale i tak mi się podobał.
Oj nie prawda. Bo oczywiście Donnie Darko to fenomen (przynajmniej moim zdaniem), o którym już tutaj nie trzeba wspominać, że jest genialny. I czy ja powiedziałam że Szalony rok jest lepszy? :)
A to że fragmenty kojarzyły mi się z Donniem to nie obraza. Mam po prostu wrażenie że zostały wręcz zaczerpnięte z tego filmu (chociaż tego nie wiem), chodzi mi o styl ostatnich scen np z wypadkiem lub imprezą, albo gdy Caroline zobaczyła w oknie tego chłopaka i po prostu wyszła. :)
Nie no, ja po prostu nie dostrzegłam żadnych podobieństw, a też bardzo lubię Donniego. Coś, co zawsze przekonuje mnie do filmów, to skomplikowana fabuła, która na koniec składa się w logiczne zakończenie. I brak tego logicznego zakończenia, to nie jedyne, czego zabrakło "Daydream Nation". Moim zdaniem kuleje począwszy od scenariuszu, przez kreowane postaci, brak spójnych połączeń pomiędzy zdarzeniami, przepełnienie filmu pseudo inteligentnymi przemyśleniami głównej bohaterki i oczywiście, jakżeby inaczej scenami seksu, co 10 minut. No, ale rozumiem. Podobało Ci się. Z resztą jak czytam forum, większości też :)
Moim pierwszym filmowym skojarzeniem także był Donnie Darko! Co prawda, są to dwa różne wątki, ale też coś mi je przypominało-psychiczny nauczyciel Barry, zwłaszcza wtedy gdy się pofarbował, lub też jakoś pod koniec filmu, gdy rudy kolega Thursthona siedzi na imprezie naćpany i zdenerwowany, cały spocony woła że stara się być dobry, ale się nie da. Jest w tym filmie coś intrygującego, nie jest to przeciętny i powielający amerykańskie schematy zwykły film o nastolatkach w okresie buntu. Jak Donnie Darko (którego zresztą oceniłam na 10), Ten film oceniam na mocne 8.